"CZWARTA OSOBA" wyrasta z jeszcze innej tradycji dramatu europejskiego. Jest próbą połączenia Czechowowskiego realizmu ze stylem (i duchowością) takich dramatopisarzy, jak Eliot, Claudel, czy Thornton Wilder, ale w warunkach dramatu współczesnego, takiego więc, w którym się nie naśladuje, ale prowokuje (świadome swojej sceniczności) akty międzyludzkie.
Po raz pierwszy pisze za to dramat tak silnie osadzony w polskiej współczesności, z uwagą przyglądając się historii, która ją zdeterminowała.
Mówić będą trzy kobiety. [...] Wszystkie łączy rodzinna biografia (wspólny czas), posiadłość (wspólne miejsce), a zwłaszcza osoba nieobecnego, niedawno zmarłego Karola: syna, męża i ojca. [...] Karol umarł razem z ustrojem,a jego śmierć zbiegła się ironicznie z szansą na odbudowanie dawnego życia. Teraz przed tą szansą stają trzy opuszczone kobiety. [...] Należy raczej mówić o wspólnym zadaniu, jakie kobietom swego życia pozostawił Karol w swoim nigdy nie napisanym testamencie. [...] Sześć tygodni od śmierci Karola jego żona, matka i córka pakują resztki majątku, swoją ostatnią noc w Pałacu spędzając (dosłownie) na paczkach. Grabowski precyzyjnie zaznacza, że jest to noc z 14 na 15 kwietnia 1990 roku. Sprawdziłem w starym kalendarzu - to była Wielkanoc.
W dziedzicznej posiadłości Karola dostrzegamy przecież Polskę (a nawet samą polskość), z takim trudem ocaloną i tak szybko odkupioną przez rozmaitych, byłych "dyrektorów przetwórni", którzy teraz "mają jakieś akcje" i "zasiadają w radach", współtworząc postmodernistyczny jarmark Trzeciej Rzeczypospolitej.
Nieobecny Karol z początku dzieli i skłóca kobiety, ale potem, z każdą kolejną godzina tej natężonej rozmowy, tajemniczo zbliża je do siebie, tak jakby sama czynność rozpamiętywania ukochanej osoby zmarłego leczyła ich rany.
O wiele silniejsze napięcie semantyczne dostrzegam w "Czwartej osobie" na nieco innym poziomie, tam mianowicie, gdzie psychologiczny melodramat trzech opuszczonych kobiet ujawnia swoje drugie, misteryjne dno.
W finale "Czwartej osoby" Karol ukazuje się kobietom - każdej z osobna - niczym zmartwychwstały Jezus w Wieczerniku. Skojarzenie tych dwóch zdarzeń staje się możliwe dzięki pewnej prowokacji, jaką jest w dramacie Grabowskiego zderzenie "mówienia o nieobecnym" z "mową" Nowego Testamentu. Każda z kobiet wspomina Karola tak jak pozwalają jej na to pamięć i wyniesione z przeszłości emocje, co absolutnie nie przeszkadza ustaleniu wspólnego, właśnie ewangelicznego wizerunku zmarłego mężczyzny.
Zanim jednak dojdzie do spotkania z duchem, Grabowski przejmująco zaaranżuje sytuację wspólnego oczekiwania w zamknięciu, wypełnionego lękiem, poczuciem opuszczenia i tymczasowości, z której rodzi się w pewnym momencie świadomość wzmożonej, jakby nadprzyrodzonej współobecności nie trzech, ale czterech osób dramatu.
Sobotnia noc przy grobie - założycielski scenariusz polskiego teatru! - kończy się przecież porannym śniadaniem, którego nie ma, które kobiety tylko reżyserują, z braku stołu napinając w improwizowanej zabawie pozostawioną przez robotników folię. Udają, że jedzą, ale przecież jedzą naprawdę, ponieważ nie o pokarm tu chodzi, ale ich całkowicie spontaniczną, radosną, płynącą z głębi potrzebę świętowania.
W "Czwartej osobie" prawdziwy teatr usprawiedliwia teatralność relacji międzyludzkich, urzeczywistniając na scenie mit zmartwychwstania! [...] Właśnie po to wymyślono teatr, by nam taki cud pokazać.
(Jacek Kopciński)
Publiczne czytanie sztuki odbyło się w Krakowie, na Scenie Pod Ratuszem, w 1999 roku.