CNOTY ZACHODNIEJ CYWILIZACJI
(tragedia elementarna)
(tragedia w porządku anatomicznym)
3. solidarność (Pan/Pani) TAK, NIE
6. wierność (On/Ona) ZRÓB TO ZE MNĄ
7. równość (Jakaś/Taka) NA PEWNO CHYBA
1. czułość (Matuś/Córuś) DŁUGO SPAŁAŚ
2. sprawiedliwość (Ten/Tamten) JUŻ BLIŻEJ NIE MOŻNA
8. wolność (Lewy/Prawy) NIE MUSISZ, PATRZ
4. litość (A/B/C) DO PRZERWY BYŁ JESZCZE REMIS
5. czystość (Zielona/Żółta/Niebieska) ZANIM CHŁOPCY WRÓCĄ
Ukazane tu spotkania odbywają się w nie jednym miejscu, w nie tym samym czasie. Autorskie oko przygląda się im absolutnie - absolutnie różnym osobom, absolutnie przypadkowo podobnym do siebie. Jak, dajmy na to, Andy Warhol i Andriej Tarkowski, których niepodobne ciała mogłyby przecież łopotać rozpięte na brytyjskiej fladze z jednako powabną wiotkością.
Opowiedziane tu historie nie są w żadnym stopniu aktualne; nie odnoszą się do zdarzeń zapisanych w doniesieniach agencyjnych, ani też mają ambicje realistycznego przedstawienia świata zaglądającego w okna, a tym bardziej tego, wyłaniającego się z ekranów. Poszczególne dramaty nie dzieją się jeden po drugim, są raczej obok siebie, tworząc przestrzenny model wzajemnych odniesień. Jeśli już chcielibyście ten niespójny kosmos jakoś nazwać, niech się nazywa: wieczna współczesność.
Autor nie wie, gdzie i kiedy dzieją się zapisane przez niego dialogi. Zasłyszał je w różnych miejscach: w tłumie, niemiłosiernie zbitym, w irlandzkim pubie w Londynie; na oniemiającym wszelką konwersację koncercie jazzowym w Chicago; w nieczynnym centrum handlowym (dwie latynoskie sprzątaczki) w Los Angeles; na ostatniej stacji rzymskiego metra; w żółtej wałbrzyskiej taksówce; na cichym kampingu w słonecznej Karyntii; w estońskim (opowiedziane na granicy polsko-ukraińskiej) hotelu...
Jak grać? Nie grać; mówić i poddawać się mowie, działać z mówienia. Jak mówić? Po ludzku. Wszystkie wymyślone przez autora słowa są cudze, przyszły do niego przed i po pisaniu, stąd wychodzą do was. Prawda? Poza fałszywą pamięcią rozpościera się fikcja natrętnych wrażeń, które domagają się przetrwania w obcym sobie środowisku naturalnym. Zatem: każde zdanie zostało napisane dla tego, kto poczuje je na swoim języku. I niech to będzie autorska rada dla zaradnego aktora.
Jak reżyserować? Pozwalać sobie na wszystko i kontrolować reakcje. Przecież jesteśmy na scenie, nie? Można realizować każdą sztukę osobno i w dowolnych zestawieniach, a nawet mieszać osoby i kwestie. Nie wolno dokonywać przekształceń w obrębie pojedynczej wypowiedzi. Granice mojej tolerancji wyznacza składnia, dalej jest ziemia poddana. Komu? Każdy odpowiada za siebie, każdy każdemu, każdym słowem. Ja też, ty też. I bez gadania.
DŁUGO SPAŁAŚ
czułość
Cudzy pokój. Pokój w domu? Za bardzo podobny do każdego pokoju, żeby mógł być twoim. Sypialnia w stylu charakterystycznym dla zamożnego mieszczaństwa z początku obecnego stulecia.
Sypialnia w stylu charakterystycznym dla zamożnego mieszczaństwa z początku obecnego stulecia. Ogromne łoże dosunięte wezgłowiem do krawędzi sceny. Po lewej (nie da się uniknąć tych relatywizujących rozstrzygnięć) nie mniej ogromne lustro nad toaletką naprzeciw okna, zamkniętego na śpiew ptaków. Dywan równo przystrzyżony, kremowy, pozbawiony najmniejszego z dopuszczalnych wzorów. Telewizor (włączony) wysoko na ścianie, obrazem do widzów, ekran panoramiczny jak widok na Alpy.
CÓRUŚ rozłożona, MATUŚ przycupnięta – na tapczanie.
MATUŚ: Gdzie byłaś?
CURUŚ: Tam, gdzie mnie znalazłaś.
MATUŚ: Pięć dni na dworcu w Salonikach?
CURUŚ: Wyjechałam z Wiednia. Pamiętasz jeszcze, gdzie mieszkamy?
MATUŚ: Dlaczego?
CÓRUŚ: Dla niczego. Nie dla, tylko przeciw. Zresztą, też nie.
MATUŚ: Nie ucieka się z domu bez przyczyny.
CÓRUŚ: No, ciepło, ciepło. Jeszcze trochę współczucia i... Nie, nie domyślisz się.
MATUŚ: Nie rozumiem. Co ja takiego... Przecież... Tak źle ci było ze mną?
CÓRUŚ: Nie rozumiesz? „Zadomowimy cię w Europie”. Wymyśliłaś skuteczne hasełko.
MATUŚ: Pamiętasz chociaż, gdzie byłaś?
CÓRUŚ: W filmie.
MATUŚ: W jakim filmie?
CÓRUŚ: Wszystko jedno. I tak sprzedałam kamerę.
MATUŚ: Ukradłaś firmową kamerę. Będę musiała ją odkupić.
CÓRUŚ: Szukaj w Rumunii. A może to była Bułgaria?
(pauza: CÓRUŚ przełącza kanał, scena tańca z filmu „Grek Zorba”)
MATUŚ: Znaleźli cię zaćpaną, zarzyganą i... ze spermą w buzi.
CÓRUŚ: No, to nie będziesz babcią.
MATUŚ: Chwała Bogu, żeś miała choć tyle rozumu.
CÓRUŚ: Mylisz się - to Natura, moja prawdziwa matka.
MATUŚ: W każdym razie, w szpitalu powiedzieli, że na szczęście...
CÓRUŚ: Że dalej będę tylko córeczką? Widocznie jestem bezpłodna.
(pauza: MATUŚ zmienia kanał, głos z ekranu: „Możesz teraz sama przewinąć swoją ulubioną lalkę. Zestaw z płaczącym maleństwem. O, zmoczona pieluszka! W komplecie spryskiwacz imitujący zapachy.)
MATUŚ: Mogłabyś się trochę szanować.
CÓRUŚ: Szanować - kogo?
MATUŚ: Jak nie siebie, to przynajmniej własną matkę. Oprócz mnie nie masz nikogo.
CÓRUŚ: To ty masz mnie.
MATUŚ: Aha, więc to na złość mamie traktujesz siebie jak szmatę?
CÓRUŚ: Wycieram sobą twoje brudy.
MATUŚ: Co masz na myśli?
CÓRUŚ: Bez obaw. Na pewno nie to, co ty. Możesz się dalej wstydzić za mnie.
MATUŚ: Ja nie mam się z czego spowiadać.
CÓRUŚ: Wystarczy zacząć. Potem samo poleci. Trzeba sobie włożyć palec – o, tak – i nacisnąć na język.
MATUŚ: Nie rozumiem, jaką przyjemność może ci sprawiać tarzanie się w gównie. Po dworcach, z tymi brudnymi cyganami. Nie rozumiem, słyszysz? Czemu moja córka puszcza się ze starymi chłopami, którym zieje z gęby piwskiem! Przecież nie musisz.
CÓRUŚ: Nie. Muszę.
MATUŚ: To jest chore.
CÓRUŚ: No, nareszcie cię oświeciło. Jestem nieuleczalna! Więc najlepiej zrobisz jak mnie odłączysz od tej swojej ckliwej pompki. Proponuję ci humanitarne rozwiązanie.
(pauza; MATUŚ zakrywa sobie twarz dłońmi)
CÓRUŚ: Nie zasłaniaj oczu. (zmienia program pilotem, wskazuje na telewizor) Dają stare filmy. Te, co lubisz.
MATUŚ: Nie mam teraz ochoty na oglądanie tego, co lubię.
CÓRUŚ: Nie wszystko się robi dla przyjemności.
(pauza: na ekranie Catrine Deneve w filmie „Piękność dnia”.)
CÓRUŚ: Byłam z takim jednym... chyba w Serbii... u jego matki, w górach. Lubię góry. Chodziliśmy boso po ściernisku. Uczył mnie. Mówił, że trzeba myśleć o czymś innym, wtedy stopy zapominają o bólu i zostaje sama przyjemność. Śmiałam się, ale nie mogłam wytrzymać. Potem jego matka podała kolację. Duża kobieta, gruba, łydki opuchnięte, a stopy całkiem czarne. Był rosół, cholernie tłusty, i kiełbasa zapiekana w cieście. Potem przyszedł stary. Chyba młodszy od żony, na wąsach miał zaschnięty tłuszcz z rosołu. Piliśmy wódkę, taka słodka. Ta druga butelka to była z brzoskwini, ale tylko zapach. Pamiętam jak ona mu nadskakuje, a on się do niej uśmiecha. To było miłe. No więc, piliśmy wódkę i ten chłopak, z którym przyszłam nagle zasnął na stole. Tak bez ostrzeżenia, głowa mu opadła. Jakby go ktoś zastrzelił.
MATUŚ: (zmienia program, po chwili, wskazując na ekran) Wszędzie te same aktorki.
CÓRUŚ: Co?
MATUŚ: Bergman. Nie odróżniał ich od siebie. Wszystkie traktował jak jedną; żadnej nie pozwolił być sobą.
CÓRUŚ: Tego się nie da oglądać. W tych czarno-białych filmach wszyscy są tacy poważni, że od razu robią się śmieszni.
MATUŚ: Po co mi to opowiadasz? No, o tej wsi... Gdzie to było?
CÓRUŚ: W Serbii, chyba. Ostatnie, co pamiętam, to drzwi od szafy. Boli mnie szyja, bo ona trzyma mnie pod pachą za głowę. I tak jakoś wiszę, bo nogi mam całkiem bez czucia. I tylko głową o szafę: łup, łup, łup. Ale najbardziej to nie mogłam znieść zapachu. Jej fartuch śmierdział rybą. Świeża ryba na białym fartuchu. Taki świdrujący zapach, przez skórę... Jakby mi tę rybę zdarła z twarzy.
(pauza; na ekranie pojawia się program o gotowaniu )
MATUŚ: Sprzedajesz to, co w tobie...
CÓRUŚ: No, powiedz! Co cię powstrzymuje? Jakiś czułostkowy wzgląd na moją wrażliwość?
MATUŚ: Tak, wrażliwość. Nie, raczej... chciałam powiedzieć..., że oddajesz coś...
CÓRUŚ: No, dawaj! Nie ma się czego wstydzić, wszystko dla klienta, nie? Przecież sama jesteś handlara. Co im wciskasz, kiedy sprzedajesz te hiszpańskie rezydencje?
MATUŚ: Wrażliwość... Miałam na myśli – że zabierają ci coś, co masz... To jest w kobiecie..., takie miejsce... czyste.
(pauza; na ekranie nie pojawia się reklama środków czystości, ale...)
CÓRUŚ: Kurwa! Gdzieś to znalazła? Chyba nie w kościele? Nie wierzę żebyś miała czas włóczyć się po kościołach; przecież specjalizujesz się w domach letniskowych.
MATUŚ: Oglądam seriale. W biurze. Muszę się uczyć takich słów, bo teraz jest dużo rosyjskich klientów.
CÓRUŚ: Wrażliwi Słowianie?
MATUŚ: Szczególnie kobiety.
CÓRUŚ: Jasne, duży rynek, jest nas w końcu trzy miliardy, a wszystkie jak siostry... Każda przecież wie, gdzie kobieta ma to... najwrażliwsze miejsce.
(Nagle MATUŚ kładzie się obok córki, przez chwilę nic nie mówią, tylko ich nogi widoczne dla widzów; po chwili ich twarze pokazują się na ekranie, ich głosy z głośników.)
MATUŚ: Mężczyźni niczego nie rozumieją.
CÓRUŚ: Wiedzą swoje.
MATUŚ: O bólu... nie wiedzą, niczego. Dlatego my musimy pilnować tej wiedzy. Słyszysz? To jest jak miejsce..., którym trzeba się opiekować.
CÓRUŚ: „I stały pochylone nad otwartą dziurą w ciele.”
MATUŚ: Jak to powiedziałaś?
CÓRUŚ: Mamy swoje sekrety, co? Jak w przedszkolu.
MATUŚ: Dajesz im coś, czego nie umieją uszanować. Musisz bardzo uważać. Bardzo. Bo w końcu zostaniesz bez... Trzeba mieć coś swojego.
(Teraz CÓRUŚ wstaje, wreszcie ją widać, siada na łóżku.)
CÓRUŚ: A właściwie dlaczego nie? No, powiedz, dlaczego? Czemu mam sprzedawać jakieś gówno zamiast duszy? No, co jest, według ciebie, bardziej moralne? Wciskać komuś nie strawione rzygi czy sprzedać się cała, aż do dziewiczego środka, po obniżonej cenie? (pauza) No? Mów! Czemu nie mówisz?
MATUŚ: Nie mam ci nic do powiedzenia.
CÓRUŚ: Masz, tylko sobie to chowasz na potem. Zresztą, to i tak nie twoje. Wszystko co masz, to jest, co „z takim trudem zdobyłaś”, to tylko zużyte używki tych, którym udało się przeżuć coś nie mrożonego.
MATUŚ: Nie rozumiem tego twojego gadania. Te nieustanne popisy; mówisz tak, żebym nie rozumiała, żebyś mogła mną jeszcze bardziej pogardzać.
CÓRUŚ: Nie udawaj. Tu nie ma nic do zrozumienia; to się rozumie samo przez się. Ty zresztą wszystko rozumiesz; tak doskonale, że wcale nie musisz o tym wiedzieć. A, że ja gardzę? Tak, gardzę metodycznie. Biorę sobie ciebie za rękojeść i pogardzam sobą regularnie, ale zawsze tylko do pierwszego bólu.
MATUŚ: Przestań!
CÓRUŚ: Nie mogę. Weszło mi w krew. Za każdym razem muszę walić gdzie indziej, bo za szybko się przyzwyczajam. Systematyczne ćwiczenia owocują oczekiwanym rezultatem – wzmacnia się system odpornościowy. Rozumiesz? Jasne, że rozumiesz. Gardzę tym, co ty rozumiesz.
MATUŚ: Ja już nic nie rozumiem. Sama nie wiem, po co daję się w to wciągać. W te dyskusje z tobą, które do niczego nie prowadzą, tylko coraz głębiej ranią. W telewizji zawsze mówią: „rozmawiaj ze swoim dzieckiem”. A ja, czym więcej z tobą rozmawiam, tym mniej cię rozumiem.
CÓRUŚ: A po co ci to? Mało masz na tym swoim zatwardziałym dysku? Twój umysł sam wszystko odrzuca, ten cały spam zbity z rozdrobnionych wyrzutów sumienia. Bo przecież masz sumienie, prawda? Ty - masz! Ale ktoś ci zainfekował antywirusa na przeglądarce...
MATUŚ: (przerywa) Co to w ogóle za język!?
CÓRUŚ: Cudzy. Ani jednego słowa od siebie. Ani ty, ani ja.
(pauza; MATUŚ zmienia program: jakiś włoski realizm... „Rzymianka” z Sofią Loren)
MATUŚ: Uważasz się za lepszą, co? Bo ci się wydaje, że jak dajesz dupy komu chcesz, to sama decydujesz.
CÓRUŚ: Ty, gorsza? Że niby nie udał się update i zostały ci liszaje po peelingu? Nie wrobisz mnie w to; jestem tak samo samotną samicą jak każda najświętsza panienka, którą zainfekował jakiś wędrowny faszystowsko-komunistyczny Zaitgaist. Nie dam się nabrać na żadne różnice, rozumiesz? No, czym się różni niemiecka szczurzyca od afrykańskiej lwicy? Futrem. Jesteśmy tak samo nijakie, tylko jedna we wcześniejszej fazie przekwitania.
MATUŚ: I dlatego musiałaś sprawdzić, czy komuś jesteś potrzebna do życia?
CÓRUŚ: (szlochając, zasłania twarz dłońmi) A żebyś wiedziała!
MATUŚ: (przytula ją) Jakbym nie wiedziała, to bym cię nie znalazła.
(Kładą się obok siebie, ich twarze na ekranie, głosy też stamtąd.)
MATUŚ: Najważniejsze, że wróciłaś do domu.
CÓRUŚ: Do domu?
MATUŚ: A gdzie indziej można wrócić?
CÓRUŚ: Na powierzchnię.
MATUŚ: Człowiek wychodzi z ciała...
CÓRUŚ: Wypada. Albo go wyciągają.
(pauza: MATUŚ nalewa dwa kieliszki szampana; CÓRUŚ przerzuca kanał pilotem: „Wkrótce po opuszczeniu łona matki, maleństwo domaga się pokarmu. Samica zostawia je w ukryciu, by samej ruszyć na łowy.”)
CÓRUŚ: Nawet telewizję masz po swojej stronie.
MATUŚ: Jest tylko jedna strona.
CÓRUŚ: Ale ekran jest zawsze naprzeciwko.
(pauza: MATUŚ wyłącza telewizor, wstaje, śmieje się, podaje córce kieliszek, siedzą teraz obok siebie na tapczanie)
MATUŚ: Nareszcie zaczynamy rozmawiać jak dawniej. Twoje zdrowie!
CÓRUŚ: Za powrót! Do macicy.
MATUŚ: Do macicy!
(Stukają się kieliszkami, piją.)
CÓRUŚ: Powinnaś teraz wrzucić perłę do kieliszka.
MATUŚ: (dotykając szyi) Perłę?
CÓRUŚ: Na szczęście.
MATUŚ: (dotykając ucha) Może kolczyki?
CÓRUŚ: Pomogę ci. (zrywa jej naszyjnik, perły rozsypują się na łóżku)
(CÓRUŚ zaczyna je zbierać, wrzuca po jednej do kieliszków; MATUŚ, początkowo w szoku, po chwili przyłącza się do niej.)
CÓRUŚ: Chyba wszystkie, co? No, to za świadome macierzyństwo!
MATUŚ: I za wieczną młodość!
CÓRUŚ: I długie seriale!
MATUŚ: Za telewizję!
CÓRUŚ: Satelitarną!
MATUŚ: Za wolność słowa!
CÓRUŚ: I tolerancję!
MATUŚ: I demokrację!
CÓRUŚ: I prawa człowieka!
MATUŚ: Za trzeci świat!
CÓRUŚ: Za cywilizację!
MATUŚ: Tylko się nie udław.
CÓRUŚ: Spoko, wszystko się wysra.
(pauza; kładą się na brzuchu, obok siebie, tyłem do widowni, ich głosy wzmocnione)
CÓRUŚ: Chce mi się spać.
MATUŚ: W szpitalu spałaś prawie czternaście godzin. Już się bałam, że się nie obudzisz.
CÓRUŚ: Nie mogłam się zdecydować. (pauza) Nie śmiej się.
MATUŚ: Przecież się nie śmieję.
CÓRUŚ: Pamiętam wyraźnie... Stoję przed drzwiami w swoim pokoju...
MATUŚ: ... i zamykam oczy.
CÓRUŚ: Tak! Skąd wiesz?
MATUŚ: Słyszę pukanie..., ale nie w głowie, w brzuchu, ktoś wali we mnie pięściami jak w bęben, od środka.
CÓRUŚ: Nie mogłam tego wytrzymać. Inaczej bym nie wyszła.
(pauza)
MATUŚ: Musiałam przeszukać twój pokój.
CORUŚ: Niczego nie zostawiłam.
MATUŚ: Starałam się nie ruszać...
CÓRUŚ: Zauważyłam. Dziękuję.
(pauza)
MATUŚ: Od dawna nie byłam tam sama.
CÓRUŚ: I co?
MATUŚ: Tak jakoś. Jakbym coś znalazła.
CÓRUŚ: Stare zabawki?
MATUŚ: Co mówisz?... Przyszło mi do głowy..., że może jakbym przespała się w twoim łóżku... Wiem, że to śmieszne.
CÓRUŚ: Przecież się nie śmieję.
MATUŚ: Z początku nie mogłam usnąć. A rano zaspałam.
CÓRUŚ: I co, działa?
MATUŚ: Nic mi się nie śniło.
CÓRUŚ: To się tak nie da na zawołanie.
MATUŚ: Nie wywoływałyście z dziewczynami duchów?
CÓRUŚ: (śmiejąc się) Jasne! Ale ze mną nigdy się nie udawało.
MATUŚ: Nie jesteś medium - nie będziesz czarownicą.
CÓRUŚ: Może jestem duchem? Zawsze wywoływałam samą siebie.
MATUŚ: I co, działa?
CÓRUŚ: Zamykasz się z tym, i to jest twoja tajemnica.
MATUŚ: Nie ma żadnej tajemnicy. Nie umiemy o tym mówić i dlatego wydaje się, że mamy
coś do ukrycia.
CÓRUŚ: Kwiat twojego sekretu.
(Nagle CÓRUŚ odnajduje w pościeli pilota i włącza telewizor.)
MATUŚ: „Kwiat twojego sekretu”? Ładne. Z czego to? Nie pasuje do ciebie.
CÓRUŚ: (wskazuje na telewizor, gdzie przypadkiem...) Pasuje do ekranu.
MATUŚ: Ach tak! Almodovar.
CÓRUŚ: Jedyne, co lubimy razem.
MATUŚ: Bo tu wszystko jest o twojej matce?
CÓRUŚ: Nie, nie – po prostu, o kobietach...
MATUŚ/CÓRUŚ: ... na skraju załamania nerwowego.
(Śmieją się, pauza, oglądają razem „Wysokie obcasy”)
MATUŚ: Może... Nie chcę się narzucać... Mam teraz taki mały domek na Costa Bianca. Co prawda sprzedany, ale mogłybyśmy spędzić tam tydzień. W maju, bo klientka odbiera dopiero w lipcu, więc...
CÓRUŚ: Zaświnię ci.
MATUŚ: Co?
CÓRUŚ: Strzykawki, igły, pety, puszki po piwie, prezerwatywy, podpaski, plastry, brudne majtki, plastikowe kubki, tłuste...
MATUŚ: (przerywa) Dziękuję za ostrzeżenie.
(pauza, MATUŚ przerzuca kanały)
CÓRUŚ: Klient miałby słuszne pretensje, co?
MATUŚ: Do mnie.
(Na ekranie reklamówka o kotach: „Dobrze wyczesany, twój przyjaciel odwdzięczy ci się czystą i puszystą sierścią, do której będziesz mogła bez obaw przytulić policzek”.)
CÓRUŚ: Jak masz władzę to nie musisz zachowywać czystości. (pauza) Zauważyłaś?
MATUŚ: Nie bardzo odkrywcze.
CÓRUŚ: Taka ruska laska to będzie sobie mogła świnić ile wlezie. A ty musisz utrzymywać porządek! Nasz naród słynie z czystości, dlatego od nas kupują. Zachować ład i spokój, i cierpliwość, i pokorę, i uśmiech pod szminką. Bo przecież mogliby się rozmyślić i nawet machną ręką na zaliczkę.
MATUŚ: To ja zarabiam, a ona płaci.
CÓRUŚ: Za twoją moralną dyscyplinę i wstrzemięźliwość? Cechy charakteru wyniesione z domu. „Nie zapominaj, że jesteś z domu von ...”
MATUŚ: Nudzą mnie te twoje ideologiczne bzdury. Zapomniałaś ludzkiego języka. Potrafisz tylko cytować.
CÓRUŚ: „Ucz się języków obcych”. Czy nie tak mi powtarzałaś? Posyłałaś mnie na lekcje, a ja zostałam prymuską! No, co – gdzie nagroda?
MATUŚ: Znasz francuski, angielski...
CÓRUŚ: To są koszty! Należy się premia za kalectwo! Odszkodowanie za zwichnięty język.
MATUŚ: Myślałam, że będziesz miała coś do powiedzenia.
CÓRUŚ: Nie, wcale tak nie myślałaś! Myślałaś o tych, którzy mają mnie usłyszeć.
(pauza; na ekranie scena z fontanną di Trevi z filmu „Dolce vita”)
MATUŚ: Tyle zobaczą ile im pokażesz. W tym twoja władza nad nimi.
CÓRUŚ: Władza, władza...! Bez tego słowa nie umiałabyś myśleć o ludziach.
MATUŚ: Lepiej wcale nie myśleć, prawda? A zamiast tego doświadczać prymitywnego człowieczeństwa, bezpośrednio i ekologicznie.
CÓRUŚ: Jeszcze jedno ulubione słowo - „prymitywny”. Jesteś taka cywilizowana, że ludzkie odruchy zanikły ci jak nieużywany ogon.
MATUŚ: Za to ciebie stać tylko na odruch ucieczki, kiedy poczujesz, że ktoś się do ciebie chce zbliżyć.
CÓRUŚ: Wyjechałam na wakacje! Ty też bierzesz czasem urlop.
MATUŚ: Tak po prostu? „Jedziemy na południe!”. Pstryknął palcami i poleciałaś?
CÓRUŚ: Nie zależało mi na nim.
MATUŚ: No to, po co?
CÓRUŚ: To tobie zawsze potrzebne jest jakieś „po co”.
MATUŚ: Też mi wolność. Włóczyć się za pierwszym lepszym.
CÓRUŚ: Może chciałam wreszcie być niczyja!
MATUŚ: Nie żyjesz sama.
CÓRUŚ: Nie?
MATUŚ: Na razie.
CÓRUŚ: Szkoda.
MATUŚ: Przypomnę ci kiedyś.
CÓRUŚ: Tak, nie żyję! Tylko kiedy jestem bez was, wracam do życia. Jakbym wypływała na powierzchnię... Ale zaraz znowu mnie znajdziecie, prawda?
MATUŚ: Wiedziałam... Czułam, że chcesz wrócić.
CÓRUŚ: Do twojego ciała? Myślisz, że tak można? Cofnąć sobie film? „Odgryziony kęs z podbrzusza łączy się z padliną, antylopa wstaje i dołącza do stada.”
(pauza: CÓRUŚ przełącza kanał pilotem: „Tym razem się nie udało. Lwica rezygnuje, a antylopa wraca do stada.”; CÓRUŚ śmieje się spazmatycznie, aż do zmęczenia)
MATUŚ: A Johan? Na nim też ci nie zależało?
CÓRUŚ: Nie zatrzymywał mnie.
MATUŚ: Mówiłaś mu, że zamierzasz uciec?
CÓRUŚ: Nie uciekłam, tylko pojechałam na wycieczkę!
(pauza; na ekranie samochód jadący przez pustynię w „filmie drogi”; oglądają w milczeniu)
CÓRUŚ: Bo wiesz, Johan...
MATUŚ: Johan coś ci powiedział?
CÓRUŚ: W końcu się zdecydował.
MATUŚ: I dlatego uciekłaś?
CÓRUŚ: Przestraszyłam się. Zawsze był taki nieśmiały.
(pauza; już wiadomo, że to „Zawód reporter”)
MATUŚ: To nie jego wina.
CÓRUŚ: Wina? Mówił, że brak mu ciepła.
MATUŚ: Ciepła? Tak mówił? Trzeba go zrozumieć, został tylko z ojcem.
CÓRUŚ: Właśnie, potrzebował mamuśki.
MATUŚ: Potrafił być bardzo opiekuńczy.
CÓRUŚ: Opiekuńczy? Tak, może tak. Często przynosił mi działkę za darmo.
MATUŚ: Dawał ci narkotyki?
CÓRUŚ: A co? Jak chcesz, to powiem: nie.
(pauza; po chwili MATUŚ wyłącza telewizor)
MATUŚ: Znał się na kinie.
CÓRUŚ: No. Oglądał nawet te biało-czarne.
MATUŚ: Antonioni, Bergman, Fellini... Niektórzy nawet o nich nie słyszeli.
CÓRUŚ: Ha, ha – mówimy o nim jak o zmarłym!
(pauza)
CÓRUŚ: Pewnie bardzo się o mnie martwił. Ale na razie nie chcę go widzieć. Jakby dzwonił, to powiedz, że mnie jeszcze nie wypisali.
(pauza)
MATUŚ: Długo spałaś... Nie zdążyłam ci powiedzieć... Johan zastrzelił się z broni myśliwskiej swojego ojca.
(długa pauza)
CÓRUŚ: Ale... Ależ to bez sensu.
MATUŚ: Nie mów tak. Nie wolno.
CÓRUŚ: Idiota.
MATUŚ: Mówisz jak jego matka. Była wściekła. Głupi wybryk, za który nie ma kogo ukarać.
CÓRUŚ: On nie był taki.
MATUŚ: Oczywiście, że nie był. Nie było go po prostu. Nie istniał. Johan zastrzelił jakiegoś nieznanego chłopaka. Przecież po to wziął ojcu strzelbę, prawda? Mężczyźni lubią bawić się bronią. Mężczyźni nie dają się zabić. Po tym poznaje się prawdziwego mężczyznę. Taki test – mężczyzna długo kona przy boku matki swojego syna, którego ciało rzuca jej na pożarcie, żeby ona mogła jak najdłużej podtrzymać swoje macierzyństwo.
CÓRUŚ: Nigdy się nie kłóciliśmy. Z nim nie można się było pokłócić. Oglądaliśmy filmy.
MATUŚ: Filmy?
CÓRUŚ: Tak, twoje stare filmy.
MATUŚ: Tutaj?
CÓRUŚ: Co? Nie, w moim pokoju. Kochaliśmy się przy nich. (pauza) Pamiętasz „Miasto kobiet”? Kochaliśmy się przy tej scenie w pociągu.
MATUŚ: Zaraz na początku?
CÓRUŚ: Tak, przy tej w toalecie.
MATUŚ: Nie wiedziałam, że wy...
CÓRUŚ: Nie, to nie było nic poważnego. Tylko seks. Tak jakoś samo wychodziło... Podniecało go, że możesz wejść... No wiesz, że tam jesteś, za drzwiami.
MATUŚ: Nic poważnego, mówisz?
CÓRUŚ: Żartujesz chyba. To dzieciak. Nagrał mi się na komórkę w nocy przed moim wyjazdem, że niby ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia.
(pauza)
MATUŚ: I, co to było?
CÓRUŚ: Pewnie jakieś bzdury. Był taki sentymentalny... Taki staroświecki dzieciak. Taki... czarno-biały. Jak te twoje filmy.
(Jest to jedna z ośmiu mikrotragedii, które skłądają się na całość dramatu. Premiera - patrz: galeria foto.)