Trzy wyspy

(mapa i kalendarz)

 

Warszawa, PIW, 2024.

 

 

 

Najnowszy tom Artura Grabowskiego przynosi nam nie tylko krajobrazy wzmiankowanych wysp i wszelkich czynności na nich wykonywanych (oraz obserwacji), ale i staje się polem, na którym pojedynkują się mity (wszelkie) z myślą racjonalną, wszystko to jest opięte przemyślanym stylem, co ustawia go w nowym świetle i w nowej roli na krajowej mapie poetyckiej. Otóż autor, w sensie poetyckim, wychodzi z tradycji literackiej tego kraju, w którym mieszka, zderza się z i odbija od krajowych poetyk lat dziewięćdziesiątych, zasysa inne, często bardziej atrakcyjne, poetyki, jednakże musiał się z tym wszystkim zmierzyć między wpływami anglosaskich i antycznych poetyk, i wycyzelować swoją zmysłową i rozważaniową lirykę, którą Wam on tu daje w tej książce, którąż trzymacie, więc bierzcie to i sprawdzajcie sobą.

Robert Rybicki

 

Trzy wyspy (mapa i kalendarz) Artura Grabowskiego zawierają w podtytule podpowiedź dotyczącą poetyki. Peregrynację zapisuje się tutaj wierszem narracyjnym, choć dążącym do lirycznego skrótu, którego ramy zakreśla studium przedmiotu, krajobrazu, kiedy indziej zaś scenka rodzajowa urastająca do rangi wielkiej metafory.

[…]

To obrazki kreślone z reguły kilkoma pociągnięciami. To zdecydowanie poezja ciągle intelektualizowanego patrzenia. Plastyczność budują metafory, język zmierza za wnikliwym okiem obserwatora. I go zaskakuje – kiedy mówiący widzi cypryjskie i jeszcze zielone cytryny, to język mówi: sprawdzam. Tak zaczyna się testowanie foremek. Nie bardzo radykalne, ale prowadzące do obrazów dziwacznych i pełnych uroku. W nich ciało wiersza zmienia się często w ciało podmiotu. Może chodzi o epizod z życia nadwrażliwca, któremu wnętrze miesza się z zewnętrzem, a może o relacje toku zdaniowego z przerzutniowym. O oddanie w zapisie rytmu oddechu i bezdechu, kroków, patrzenia, ubywania i przybywania słów, które już w kolejnym wersie bardziej dziwią się sobie. Na zielonych piąstkach cytryn srebrny kurz z piaszczystej (miodnej czy miedzianej?) drogi …. Podobne wersy budują u Grabowskiego coś, co nazwałbym poetyką mikrosyntez tudzież poetyckich plastycznych małych definicji. W przywołanym początku wiersza zjawia się istota Cypru, istota gorącego południa z jego różnobarwnymi piaskami, cytrusami emblematycznymi dla człowieka północy, istota arkadyjskiej krainy miodu, niekiedy surowej niczym miedź. Mamy wreszcie drogę – w końcu to itinerariusz pielgrzyma do kulturowych i realnych krajobrazów, zaprawiony wyspiarską ironią, bo wiersz zawsze jest większy niż kształt wyspy zapamiętany z mapy (Ani anioł, ani gołąb. Przerdzewiały / pegaz bez silnika, XVII, Gotlandia). Staje się kraj-obrazem, a jednocześnie stać się nim nie może. Stanowi zapis anamnezy (IV, Cypr), sieciowego połączenia archetypów z widzialnym tu i teraz. Szczególną rolę w tym sieciowym „wielomówieniu” odgrywa paronomazja: w echu z dna oddechu, w śmiechu”, „O czym powie oczom powiew”, „Może morze pożerało: / nasze ślady? (III, Cypr), ale niema kontestacja nie ma / tutaj nic do rzeczy (XVI, Gotlandia). Mówi się zawsze trochę echem, bo rym tu / niekonieczny, lecz nierozerwalny (VIII, Cypr).

[…]

Grabowski w Trzech wyspach jest poetą granicy (XVI, Cypr): Orfeusz przechodzi po równoważni balkonu. Czyżby chciał pokazać mi granicę? Rysuje mapę, której logikę wyznaczają ukryte współbrzmienia (przypadkowa konstelacja trzyma punkt widzenia przypadkowym / rymem, XVII, Gotlandia). W nich objawia się więcej niż w ciągu linearnym. Przypomnijmy fragment dookreślający wspomniane głosy, które chociaż wydobyte z gardła, dławią się jak silnik kroplą życia w trybach: Pachnie? To brzoskwinia: odsłonięte wnętrze. Znów mikrosynteza. Zostawmy smaki detalu, bo te na Cyprze, Gotlandii i Korfu pod[1]miot smakuje i kolekcjonuje. Ale pod powierzchnią dzieje się tu bardzo wiele. Odległe współbrzmienie „w trybach – brzoskwinia” obrazuje zasadniczy konflikt tego, co ustalone (projektowane, konwencjonalne, kulturowe, co pieczętuje / zdradę lustrem – rozdziawioną gębą / tragicznego mima, VII, Cypr) z niepohamowanym życiem, którego owocem staje się wiersz-notatka z pozornie przecież błahej podróży.

[...]

Może na manowce zwiedzie mnie ten rozbiór logiczny w duchu: każda część zawiera całość, ale do podobnego testowania zachęca sam Grabowski, jego figura tekstowa zdana na ironię metafor mieszających ludzkie z dookolnym. Z humorem i gracją, która nie boi się kiczowatego kontrapunktu: … Liście liżą brzuchy wiatrów, a te wcale się nie kryją z lekką otyłością... 

[…]

Trzy wyspy są podróżą w głąb siebie, w głąb krajobrazu i kultury. Ale (mapa i kalendarz) to próba hermeneutyki tego, jak radzi sobie z nimi wiersz, pozornie zdaniowy, sprozaizowany, ale w istocie pulsujący pod powierzchnią logiką znaczeń wychodzących daleko poza sztafaż, jak Cowieczorna ściana wzgórza z gwoździkami okien (XVI, Cypr).

[…]

Wiele tu strony światła, ale puentowanej cieniem egzystencjalnego katastrofizmu (w środku jestem cieniem, VI, Cypr), nadprzeżywania chwili doprowadzonej do granicy, chwili jedynej i zawsze ostatniej

 

Ireneusz Staroń, Nowe Książki 6/2024.